- Written by KaJa
- 3 komentarze
- permalink
Dzień, noc i wędrowanie…
Niejednokrotnie stwierdziliśmy, że barbarzyńska pora czyli sobota o 8:00, dodaje walorów naszemu wędrowaniu. Początek dnia powoduje, że nie tylko my się budzimy ale zaczyna funkcjonować wszystko co żyje.
I chociaż wcześniej dzieje się więcej, to przecież o naszej godzinie jeszcze mamy okazje doświadczyć że tylko rano:
– ptaki tak pięknie śpiewają
– oszałamiająco pachną trawy i kwiaty
– szczególnie wyeksponowane są okazy fauny i flory
– jesteśmy pełni optymizmu
– czujemy się silni
– jest znakomite światło sprzyjające robieniu zdjęć.
Tak rozpoczęty dzień jest długi a sobotnie obowiązki nie straszne i jakoś tak szybciej i sprawniej radzimy sobie ze wszystkim.
W ciągu pór roku wszystko się zmienia tylko my pozostajemy wierni i uporczywie „bez względu na aurę” wydeptujemy stare i poznajemy nowe trasy uatrakcyjniając je i czerpiąc z nich siłę.
Tym razem spotkaliśmy się o 20:00 (czyli tradycyjnie o 8:00) na dawno planowane nocne chodzenie. Postanowiliśmy połączyć marsz z ogniskiem w zaprzyjaźnionej leśniczówce i jakież było nasze zdumienie gdy po przejściu pierwszego 5 km etapu trasy zobaczyliśmy nowych mieszkańców tego miejsca. Powitała nas gromada przyjaznych, uroczych osiołków i zachwyciły popisy koziołka wyczyniającego karkołomne skoki i wspinaczki po wszelkich możliwych (i niemożliwych!) obiektach. Towarzyskie czworonogi nie opuszczały nas przez cały wieczór.
Komary cięły niemiłosiernie ale humory i zadowolenie uczyniły z nas osoby niewrażliwe przynajmniej na to.
Wieczór był ciepły, bezchmurny i siedząc tak w otoczeniu zwierząt i odgłosów lasu czuliśmy się integralną częścią tego co w koło nas.
A potem był powrót w ciemnościach.
Zaopatrzeni w lampki czołowe pokonaliśmy drogę wsłuchując się w zupełnie inne od znanych – nocne odgłosy lasu.
Jednogłośnie stwierdziliśmy, że czas na poznawanie tras w takiej odsłonie i z przyjemnością „zrobimy powtórkę”.
3 Comments
Piękny opis wieczornej wędrówki. Przeglądając plik zdjęć poczułem się jakbym przebywał wśród Was i broniąc się przed komarami i piekąc kiełbaski a później wracając potykałem się o wystające na leśnych ścieżkach korzenie wsłuchiwałem się w te dziwne odgłosy.
Dzięki KAJU.
Lech
Wieczór był rzeczywiście przeuroczy a najcudowniejsze były robaczki świętojańskie. Dla mnie jako mieszczucha fosforyzujące robaczki to widok nadzwyczaj egzotyczny 🙂
Miłe wspomnienia,a osiołki były bardzo towarzyskie i swoim zachowaniem wywoływały salwy zdrowego śmiechu-może wybierzemy się tam jeszcze raz?